GRUBY NA WYBORACH
Gruby na wyborach.
Długo zastanawiałem się nad tym, czy w ogóle barć udział w głosowaniu i tym śmiesznym referendum. Moja rozterka była głównie spowodowana jednym argumentem: od 11 lat nie mieszkam w Polsce i sam sobie odebrałem prawo głosu w poprzednich elekcjach, opuszczając granice kraju, w którym się urodziłem. I tu, dla mnie, kończy się patriotyzm. Jeżeli opuszczasz swój kraj, swoją ojczyznę, w której się urodziłeś i wyjeżdżasz do innego kraju z pobudek ekonomicznych, społecznych czy innych, nie związanych z prześladowaniem twojej osoby przez rząd danego państwa…. Przykro mi bardzo, twój patriotyzm się właśnie skończył. I niestety, koszulki z symbolami „Polski Walczącej” nie sprawią, że nim nadal będziesz. Możesz mówić, że jesteś Polakiem, że szanujesz, że trzymasz kciuki, że to piękny kraj, ale moralnie, obnoszenie się z patriotyzmem, jest eufeministycznie pisząc, śmiechowe. Gdzie jest ten patriotyzm? Na tych koszulkach? Większość z was, nawet nie wie, ile zwrotek ma polski hymn, nie wspominając o historii naszego państwa. Może zamiast się hermetyzować, bądźcie obywatelami świata! Po co się ograniczać.
Pomimo, skończonych studiów i nabytej rozszerzonej wiedzy z zakresu różnych systemów politycznych, marketingu politycznego czy medioznastwa, uważałem, że nie mam moralnego prawa wybierać rządzących dla kraju, do którego przyjeżdżam imprezować i zrobić zakupy w postaci ubrań, których tutaj nie ma. Najeść się rus…polskich pierogów, popijając morzem narodowego trunku. „Niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie” – to właśnie te słowa, napisane przez Immanuela Kanta, zawsze przypominałem sobie w momencie zbliżania się jakichkolwiek wyborów w kraju nad Wisłą. Nie czułem moralnego prawa, które pozwala mi na dokonywanie wyboru rządu ludziom, z którymi oprócz pochodzenia, nic mnie w zasadzie nie łączy. Równie dobrze mógłbym brać udział w wyborach do Bundestagu. Odwiedzam ten kraj w takim samym charakterze, jak Polskę lub Anglię. Zakupy, wóda i pierogi.
Jak
przez mgłę pamiętam pierwsze wolne wybory. Nie przypominam sobie, czy
pojawiające się obrazy pochodzą z okrągłego stołu, wyborów prezydenckich, czy
pierwszych wolnych wyborów w roku 1991. Miałem w pokoju malutki telewizorek i patrzyłem
w ekran jak zahipnotyzowany. Może nie był to film akcji ze Stathamem w roli
głównej… Dobrze jednak pamiętam, spojrzenie mojej Mamy. Załzawione ze szczęścia
oczy, powtarzały: wygraliśmy, wygraliśmy, teraz będzie już tylko lepiej… Chuja
tam lepiej (nic lepszego nie przychodzi mi na myśl, żeby opisać poziom
degrengolady fundowanej przez kolejne władze, wybaczcie!). Po pierwszych
uniesieniach przyszła codzienność. Problemy spowodowane tranzycją, przyszły
szybciej niż myśleliśmy. Ogromna inflacja, destabilizujące naród reformy i w
końcu tworzenie podziałów na tych i tamtych, lepszych i gorszych. Wieczny
wyścig, kto lepiej się zaprezentuje na arenie zwanej obietnicami. Cytując
klasyka: „obiecam Wam wszystko, co chcecie!”. Lud to kupi! Upili nas
obietnicami. I znowu klasyk: „pijanym narodem łatwiej rządzić.”
Czy
demokratyczne wybory są naprawdę dobre? Przecież te głosy się z sobą w ogóle
nie ważą! Czy głos profesora, który poświęcił życie na studiowanie systemów
politycznych albo prawa, to ten sam głos, co postawiony znak X przez wariacika spod
celi skazanego za „dziesiony” albo kukiełkarza - celebrytę, którego głównym
źródłem informacji jest TikTok? Wybiorą tak samo dokonując merytorycznej
analizy pozbawionej subiektywizmu? Taki chuj! Nie ma takiej opcji – jak ten co
mówił, że nikt go nie kupi…, żadnej godności. Ilu jest takich „psoróf”, a ilu o
wątpliwej inteligencji? Odbieranie głosów nie ma sensu, ale można je jakoś
wyważyć! Jak? Tak, żeby rządzili nami naukowe autorytety, a nie były trener,
czy ziomuś, któremu się lekko odkleiło i twierdzi, że nowotwory można wyleczyć
orzechami! Słuchajcie Politologów nie polityków! To bardzo duża różnica.
System
Donta, który w naszym przypadku odpowiada za przeliczanie głosów na mandaty dla
poszczególnych partii, nie funkcjonuje z założenia. Miał on wykluczyć obecność kilkudziesięciu,
przypadkowych ugrupowań, jak niegdyś Partia Przyjaciół Piwa, a spowodował, że
głosy oddane na kandydatów z partii „krzak”, w przypadku nie osiągnięcia odpowiedniego
progu wyborczego, przechodzą w posiadanie polityków o największym poparciu
(sic!). Duże partie wciągają na swoje listy wyborcze ludzi znanych z tego, że
są znani. Tym sposobem, mamy przypadkowych przechodniów, którzy mówią nam, jak
mamy żyć i co się stanie, jak nie będziemy tego przestrzegać. Brak umiejętności
prowadzenia konstruktywnej debaty na najwyższym szczeblu powoduje tworzenie się
kolejnych podziałów i prawdziwe jest tylko powiedzenie: „gdzie dwóch Polaków
tam trzy opinie”. Dlaczego nie jesteśmy znani z tego, że Bociany przylatują do
nas aż z Maroko, bo mamy takie piękne łąki i tłuste żaby?
Może
wróćmy do czasów realnego socjalizmu? Produkowane były samochody, motory,
statki, broń… Ludzie wymieniali się życzliwie kawą i kiełbasą, wspólnie
spożywali na klatce nasze, narodowe napoje wyskokowe. Pomagali sobie w
pilnowaniu dzieci i wymianie koła w jedynym polonezie na dzielni. Bez
zazdrości, bezinteresownie. Dlaczego teraz jest to wszystko na odwrót?
Przebijamy opony w lepszym samochodzie sąsiada i napychamy pineskami kiełbasę,
podając rodakowi i życząc smacznego, fałszywie uśmiechając się pod nosem.
Chcąc
skończyć z obecną farsą serwowana nam przez rząd, który zamiast łagodzić
nastroje eskaluje nienawiść, musimy się jakoś w końcu zjednoczyć! Kolejne
podziały na lepszych i gorszych, niczego nie zmienią. Dajmy prawo do
egzystencji każdemu, nawet ziomkowi w spódnicy, jeśli jest mu w tym wygodnie.
Nic nam do tego! Jeżeli nakażemy mu nosić spodnie, on tego nie zmieni na nasze
widzimisię. Nie każdy musi być taki, jak ty! „Warto być przyzwoitym”, jak
mawiał prof. Bartoszewski. Patrzmy i uczmy się od autorytetów, a nie od „małpek”
fikających przed kamerą dla większego wrażenia. Naprawdę nie widzicie różnicy?
To, jak nie widzicie, to może odpuśćcie?
Wkurwia
mnie ta cała szopka. I wkurwiają mnie ludzie, którzy nagle, w przypadku
elektryzujących wydarzeń, stają się specjalistami w dziedzinie… Pojawił się
COVID i nagle okazuję się, że większość moich znajomych, po kryjomu studiowała
medycynę i posiedli niezbędną wiedzę do publikowania swoich domowych badań na
temat chorób zakaźnych. Nagle okazuję się, że połowa ziomków, skończyła trenerski
kurs UEFA pro siedem i są znawcami – selekcjonerami, którzy uleczą polski sport
narodowy. Po kryjomu, żeby tylko nikt nie widział, uczą się po nocach i w
odpowiednim czasie stają się specjalistami z zakresu politologii, psychologii,
socjologii, etc. Nie mam pojęcia, jak Wy to wszystko ogarniacie. Chapeau bas!
Nie
chcę agitować. Nie powiem Wam, na kogo macie oddać swój głos, który dał nam
demokratyczny ustrój. Zakończę cytatem z filmu „Indiana Jones i ostatnia
krucjata”. Końcowa scena: odgrywający tytułową rolę Harrison Ford musi odszukać
święty kielich, żeby ratować swojego umierającego ojca. Pokonując trzy próby
wiary, dociera do jaskini, gdzie znajduje się Rycerz Okrągłego Stołu, który
pilnuje relikwii. Niestety znajduje się ona pośród dziesiątków innych kielichów
i tylko jeden z nich jest prawdziwy. Wybór złego powoduje śmierć, a dobrego
uzdrowienie. Obecny tam wojownik z mieczem – ostrzega: „Wybierz mądrze”!
Komentarze
Prześlij komentarz